Zastanawiasz się, czemu włosy nie chcą rosnąć, mimo że dbasz o nie najlepiej jak potrafisz? Prawda jest taka, że tempo wzrostu włosów to jedno, a utrzymanie ich długości – zupełnie co innego. Kruszenie się włosów, zły stan skóry głowy, dieta uboga w składniki odżywcze czy stres potrafią skutecznie zatrzymać efekty zapuszczania.
Kluczowe wnioski z artykułu
- Brak przyrostu długości włosów to często efekt ich kruszenia się, a nie wolnego wzrostu – łodyga włosa łamie się, zanim osiągnie pełną długość.
- Genetyka ma wpływ na maksymalny czas wzrostu włosów (faza anagenu), ich gęstość i strukturę, co przekłada się na widoczny efekt zapuszczania.
- Stan skóry głowy decyduje o tempie wzrostu – nadmiar sebum, łupież czy przesuszenie mogą blokować dopływ składników odżywczych do cebulek.
- Dieta i styl życia mają bezpośrednie znaczenie – niedobory białka, żelaza, cynku czy witamin, a także stres i brak snu skracają fazę wzrostu włosów.
Dlaczego włosy nie chcą rosnąć? 7 najczęstszych powodów, które możesz sprawdzić już dziś (kruszenie się włosów itp.)
Z mojego doświadczenia wynika, że gdy klientki mówią „moje włosy przestały rosnąć”, w większości przypadków problem wcale nie tkwi w samym tempie wzrostu. Włos rośnie z określoną prędkością – średnio 1–1,5 cm miesięcznie – ale różne czynniki sprawiają, że długość tego wzrostu się nie kumuluje. Najczęściej winne są uszkodzenia mechaniczne lub zdrowotne, które powodują kruszenie się włosów, zanim zdążą osiągnąć wymarzoną długość.
Pierwszym „podejrzanym” bywa genetyka. Każdy z nas ma indywidualny cykl wzrostu włosów (anagen), który u jednych trwa nawet 7 lat, a u innych kończy się po 2–3. Ten zegar biologiczny skraca się także z wiekiem – dlatego zapuszczenie włosów do pasa w wieku 20 lat bywa łatwiejsze niż po 40. Geny odpowiadają również za gęstość i strukturę, a więc pośrednio za to, jak bardzo widać każdy dodatkowy centymetr.
Druga grupa czynników to stan skóry głowy. Nadmiar sebum, łupież czy przewlekłe przesuszenie mogą ograniczać dopływ składników odżywczych do cebulek. Zatkane mieszki działają jak „zatkane rynny” – coś tam przepuszczą, ale nie w takim tempie, jak powinny. W takich sytuacjach odpowiednia pielęgnacja włosów staje się fundamentem – od oczyszczania po odżywianie cebulek.

Na listę winowajców trzeba wpisać też dietę i styl życia. Brak białka, żelaza czy cynku przekłada się nie tylko na wygląd włosów, ale i na to, czy w ogóle mają „z czego” rosnąć. Do tego dochodzi stres i brak snu, które potrafią wywrócić gospodarkę hormonalną i skrócić fazę wzrostu. A jeśli jeszcze codziennie fundujesz swoim włosom wysoką temperaturę stylizacji lub intensywne farbowanie, to mechaniczne niszczenie będzie skutecznie niwelować każdy nowy przyrost.
Geny, dieta, stres… a może pielęgnacja? Jak odróżnić winnego od niewinnego, gdy włosy przestały rosnąć i się kruszą
Najważniejsza lekcja, którą przekazuję klientkom: trzeba rozróżnić problem cebulki od problemu łodygi włosa. Jeśli włosy przestały rosnąć od nasady, przyczyn szukamy w zdrowiu, diecie lub genach. Jeśli rosną, ale się kruszą – winne są głównie czynniki zewnętrzne. Obserwacja końcówek jest tutaj kluczem: rozdwojone, matowe i łamliwe sugerują mechaniczne niszczenie, a nie brak wzrostu.
W praktyce zaczynamy od najprostszych pytań: czy włosy kruszą się przy rozczesywaniu? Czy po kilku miesiącach zapuszczania długość pozostaje taka sama, ale pojawia się więcej „baby hair”? To oznaka, że cebulki pracują, ale łodygi nie dożywają do planowanej długości. W takim przypadku warto postawić na ochronę końcówek i zabiegi wygładzające, które minimalizują tarcie i łamanie. Dobrze wykonane keratynowe prostowanie włosów może działać jak powłoka ochronna – pod warunkiem że jest dobrane do kondycji pasm.
Kiedy jednak podejrzewasz czynniki genetyczne lub zdrowotne, przyjrzyj się także diecie i ewentualnym niedoborom. Nawet najlepsza pielęgnacja nie zadziała, jeśli organizm nie ma budulca do tworzenia keratyny. A czasem to właśnie drobne zmiany w odżywianiu – dodanie większej ilości białka, żelaza czy kwasów omega-3 – przywracają włosom zdolność do osiągania dawnych długości.
Co naprawdę działa na przyspieszenie porostu włosów – fakty zamiast marketingowych obietnic, gdy włosy nie chcą rosnąć lub się kruszą
Kiedy słyszę, że „włosy nie chcą rosnąć”, pierwsze co robię, to pytam: „Co próbowałaś do tej pory?”. I często pada odpowiedź: „Specjalny szampon z reklam”. Niestety, większość kosmetyków „na porost” działa tylko w warstwie marketingowej. Prawdziwe przyspieszenie wzrostu zaczyna się od poprawy kondycji skóry głowy i włosa, a nie od magicznego składu w butelce.
Jednym z najprostszych, ale niedocenianych sposobów jest regularne stosowanie wcierek i peelingów skóry głowy. Usuwają martwy naskórek, poprawiają mikrokrążenie i ułatwiają przenikanie składników odżywczych do cebulek. To trochę jak odblokowanie zatkanej rury – dopiero wtedy „woda” może płynąć swobodnie, a cebulka pracować na pełnych obrotach.
Nie można też pomijać zabiegów salonowych. Mechaniczne uszkodzenia to główny powód, dla którego wiele osób uważa, że „czy zniszczone włosy rosną” wolniej – w rzeczywistości one po prostu łamią się, zanim osiągną zaplanowaną długość. Zabieg taki jak nanoplastia włosów może jednocześnie wygładzić pasma i ułatwić ich zapuszczanie dzięki mniejszej łamliwości.
Jeżeli w organizmie brakuje podstawowych składników – białka, żelaza, cynku – żadna maska ani serum nie pomogą. Suplementacja powinna być celowana, najlepiej po badaniach, aby uzupełnić realne niedobory. To jak budowa domu – bez cegieł (aminokwasów i minerałów) nie postawisz ścian, choćbyś miał najlepsze narzędzia.

Kluczem, o którym rzadko się mówi, jest regularność. Możesz mieć najdroższą wcierkę czy maskę, ale jeśli użyjesz jej raz na miesiąc, efekt będzie zerowy. Wzrost włosów to proces, który lubi rytuały – małe kroki powtarzane systematycznie działają lepiej niż „moc” pojedynczego produktu.
Kiedy „nic nie działa” i czas iść do specjalisty? Objawy, których nie możesz zignorować, gdy włosy przestały rosnąć lub zastanawiasz się, czy zniszczone włosy rosną
Zdarzają się sytuacje, kiedy mimo świadomej pielęgnacji, diety i ograniczenia stylizacji włosy przestały rosnąć lub wyglądają coraz gorzej. To moment, w którym domowe metody przestają wystarczać i potrzebna jest profesjonalna diagnostyka.
Najbardziej alarmującym sygnałem jest łysienie plackowate lub nagłe przerzedzenie w określonych partiach głowy. Jeżeli dodatkowo towarzyszy temu nadmierna łamliwość, może to wskazywać na poważniejsze problemy zdrowotne. Zmiany w kondycji paznokci czy skóry – przesuszenie, łuszczenie, pękanie – często idą w parze z problemami włosów.

Kiedy przyczyną jest gospodarka hormonalna lub choroby skóry głowy, żaden kosmetyk z drogerii nie zatrzyma procesu. W takim przypadku trycholog lub lekarz może zalecić zarówno farmakoterapię, jak i zabiegi odbudowujące – np. botox na włosy, który poprawia strukturę włosa i minimalizuje dalsze uszkodzenia.
Proces diagnostyczny u specjalisty obejmuje wywiad zdrowotny, analizę skóry głowy (często z kamerą trychologiczną) i badania laboratoryjne. Dzięki temu plan leczenia lub regeneracji jest dopasowany do przyczyny, a nie oparty na zgadywaniu. Tylko wtedy można realnie ocenić, czy zniszczone włosy rosną i w jakim tempie można spodziewać się poprawy.